Uchwałą nr 192/2025 z dnia 2 czerwca 2025 r. Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że wybory prezydenckie wygrał Karol Nawrocki. Od publikacji tego aktu zaczął biec termin na składanie protestów wyborczych - można to zrobić do 16 czerwca 2025 r. Na razie (6 czerwca) do Sądu Najwyższego wpłynęło 21 takich pism. Ale może być ich więcej - z doniesień prasowych wynika bowiem, że głosy mogły zostać źle policzone.

 

Pat z SN może skończyć się ponownymi wyborami prezydenckimi>>

 

Nie tylko "telepatyczna manipulacja" i korale

Protest przeciwko wyborowi Prezydenta RP może wnieść każdy wyborca, którego nazwisko w dniu wyborów znajdowało się w spisie wyborców w jednym z obwodów głosowania. Takie uprawnienie przysługuje, w sytuacji gdy istnieje podejrzenie, że w trakcie wyborów doszło do przestępstwa, które mogło mieć wpływ na przebieg głosowania, ustalenie wyników głosowania lub wyniku wyborów. Również naruszenie przepisów kodeksu wyborczego dotyczących głosowania lub ustalania wyników, które mogło wpłynąć na ostateczny wynik wyborów, stanowi podstawę do złożenia protestu. Protest wyborczy jest rozpatrywany w postępowaniu nieprocesowym przez trzech sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Postępowanie kończy się wydaniem opinii w formie postanowienia, w której sąd dokonuje oceny, czy zarzuty przedstawione w proteście są zasadne. W przypadku stwierdzenia zasadności zarzutów, sąd ocenia również, czy stwierdzone przestępstwo wyborcze lub naruszenie przepisów kodeksu wyborczego mogło mieć wpływ na wynik wyborów.

  Jak złożyć protest wyborczy>>

 

Sąd Najwyższy poinformował, że wniesione protesty dotyczyły m.in. "manipulacji telepatycznej" wyborami i dwóch członków komisji wyborczej w Warszawie, którzy "pojawili się z czerwonymi koralami - rekwizytem jednoznacznie kojarzonym z kampanią jednego z kandydatów".  Wyborcy poskarżyli się też na wpis przewodniczącego jednej z komisji, który na platformie X miał "jednoznacznie stwierdzić, że jego komisja nie przyjmuje zaświadczeń o prawie do głosowania poza miejscem stałego zamieszkania, ograniczając prawo do głosowania jedynie dla osób wpisanych do spisu wyborców".

 

Część komisji zamieniła głosy. PKW: konieczny protest

Uchybienia mogły mieć jednak poważniejszy charakter. Dziennikarze Onetu, po analizie wyników z obu tur, wskazali 15 komisji, w których rezultaty kandydatów wzrosły w sposób nieproporcjonalny (o ponad 200 proc.). Według portalu, wiele wskazuje na to, że w tych miejscach doszło do zamiany wyników Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego. Onet podaje, że większość tych błędów wystąpiła w miastach (m.in. w Gdańsku, Krakowie, Tychach i Bielsku-Białej), co w ogólnym rozrachunku miało pomóc Karolowi Nawrockiemu. Jednocześnie portal zaznacza, że zidentyfikowano również trzy mniejsze komisje, gdzie błędy działały na korzyść Rafała Trzaskowskiego.

 

Rzecznik PKW wyjaśnił, że komisje okręgowe mogły badać protokoły jedynie pod kątem formalnym i arytmetycznym. Jedyną drogą do weryfikacji takich nieprawidłowości jest złożenie oficjalnego protestu wyborczego do Sądu Najwyższego, który jako jedyny może zbadać merytorycznie wyniki głosowania w poszczególnych obwodach. 


Błędy się zdarzają

Wiesław Kozielewicz, prezes Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w latach 2019–2020, podkreśla, że tego typu sytuacje zdarzają się w każdych wyborach.

– Zacznijmy od tego, że w Polsce mamy ponad 32 tys. komisji obwodowych, w których przeprowadzane jest głosowanie w wyborach prezydenckich i tam są liczone głosy. Wybory to wielkie przedsięwzięcie organizacyjne. To przecież kilkaset tysięcy członków komisji obwodowych, kilkadziesiąt tysięcy obecnych w lokalach wyborczych mężów zaufania, a także obywatele zaangażowani w tzw. społeczne ruch kontroli wyborów. Przy tak dużym przedsięwzięciu organizacyjnym muszą pojawić się błędy. Błędy się zdarzają i zawsze się zdarzały. Ludzie popełniają błędy, a członkowie komisji obwodowych są ludźmi. Z mojej praktyki wyborczej podam taki przykład. W 1991 r., podczas wyborów do parlamentu, w jednej z komisji obwodowych z protokołu wynikało, że na ośmiu kandydatów z listy komitetu wyborczego tylko jeden otrzymał głos, a suma głosów oddanych na listę tego komitetu wyniosła dwa. Błąd był ewidentny. Jeden plus siedem zer musi dać jeden, a nie dwa. Błąd rachunkowy powinna wyłapać komisja wyższego szczebla, czyli okręgowa, a wtedy zwraca protokół do komisji obwodowej, ona się zbiera na posiedzeniu, otwiera zapieczętowane pakiety z kartami do głosowania i ponownie liczy głosy. I jeśli jest pomyłka, to jest ona korygowana, a dwa protokoły – stary, wadliwy i nowy, już poprawny – muszą zostać wywieszone – wskazuje. Dodaje, że w wyborach uczestniczą też mężowie zaufania, aktywne są ruchy kontroli wyborów. – To się wszystko odbywa pod nadzorem społecznym, komitety patrzą sobie na ręce, ale powtarzam, w każdych wyborach zdarzają się pomyłki. Gdyby ich nie było, to by była sytuacja zaskakująca – wskazuje.

 

Ponowne przeliczenie "z urzędu" lub z powodu protestu

Wiesław Kozielewicz podkreśla, że karty wyborcze po przeliczeniu są zabezpieczone w odpowiednich pakietach, więc można je ponownie przeliczyć. – Procedura sprostowania błędu istnieje nawet w przypadku błędu w orzeczeniach sądowych. Jeżeli zatem jest uprawdopodobniony sygnał, że doszło do błędu przy sporządzaniu protokołu przez obwodową komisję wyborczą, to teoretycznie są dwie możliwe ścieżki postępowania - wskazuje. 

 

  • Po pierwsze, jeżeli zostanie złożony protest wyborczy, a Sąd Najwyższy rozpatrujący go uzna, że głosy oddane w tej komisji obwodowej trzeba ponownie przeliczyć, to karty z opieczętowanych pakietów zawierających karty wyborcze mogą zostać ponownie przeliczone przez komisję obwodową na posiedzeniu właściwego sądu rejonowego w drodze tzw. pomocy prawnej. 
  • Druga teoretyczna możliwość – na polecenie PKW lub okręgowej komisji okręgowej, lub nawet z własnej inicjatywy, zbiera się na posiedzeniu obwodowa komisja wyborcza i przelicza głosy, i w przypadku stwierdzenia błędu dokonuje stosownego sprostowania protokołu.

 

 

Było "na żyletki", ale czy aż tak?

- Pomijam kwestie ewentualnej możliwości wszczęcia postępowania karnego - mówi Wiesław Kozielewicz. Dodaje, że w 99 proc. przypadków nie jest to efekt celowego działania członków obwodowej komisji wyborczej, a jest to typowy błąd ludzki. – Wpływ takich błędów na wyniki wyborów byłby wówczas, gdyby różnica wadliwie policzonych głosów była większa niż różnica między wygranym a przegranym. Wtedy miałoby to wpływ na ważność wyborów. Przykładowo: jednemu z kandydatowi przypisano by 400 tys. głosów mniej, a drugiemu te 400 tys. więcej, a różnica między nimi wynosiła np. 399 tysięcy – no to wtedy należałoby wybory prezydenckie unieważnić, poczynając od czynności polegających na ustaleniu przez obwodowe komisje wyborcze wyników głosowania w obwodach - tłumaczy. 

 

Nie oznacza to jednak, że powtórzymy głosowanie.  - To by skutkowało tym, że wszystkie obwodowe komisje wyborcze w Polsce oraz zagranicą musiałyby się zebrać na posiedzeniach otworzyć pakiety z kartami do głosowania i ponownie przeliczyć głosy oraz sporządzić nowe protokoły z wyników głosowania w obwodach, przekazać je do okręgowych komisji wyborczych, a te po sporządzeniu zbiorczych wyników głosowania w okręgach, przesłały by je do PKW, która ustaliłaby wyniki głosowania w wyborach prezydenckich - podkreśla.

 

Techniczne sztuczki nie do zweryfikowania

Dużo kontrowersji wzbudzały też kampanie prowadzone w social mediach. Było kilka głośnych przypadków nie zawsze etycznego działania środowisk popierających danego kandydata. Jeden z przypadków dotyczył portalu społecznościowego o charakterze lokalnym, na którym publikowano fikcyjne, poruszające historie – między innymi o zgubionym portfelu osoby z niepełnosprawnością – mające na celu zwiększenie zaangażowania użytkowników i popularności strony. Po "podbiciu" przez użytkowników strona zmieniła się w reklamę jednego z kandydatów. W innym przypadku fundacja prowadziła w sieci kampanię profrekwencyjną, w której spoty internetowe odwoływały się do głośnych wydarzeń politycznych i afer medialnych, mając na celu mobilizację określonych grup wyborców. Inny incydent dotyczył szeroko zakrojonej i kosztownej kampanii politycznej prowadzonej w mediach społecznościowych, najprawdopodobniej finansowanej z zagranicy. Komunikat w tej sprawie wydał m.in. państwowy instytut badawczy NASK, który wskazywał, że budżet tej kampanii w krótkim czasie przewyższył łączne wydatki wszystkich komitetów na kampanię.

 

Ale to nie wszystkie zgłoszone nieprawidłowości - w piątek, 6 czerwca, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, szefa MSWiA Jacek Dobrzyński poinformował, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego weryfikuje informacje o sprawdzaniu aplikacją zaświadczeń wyborczych pozwalających głosować poza miejscem zamieszkaniaDo ABW wpłynęło zawiadomienie Romana Giertycha, który chce też, by agencja potwierdziła, czy prawdziwe są informacje, iż platforma TikTok w kampanii wyborczej promowała treści prawicowe pięć razy częściej niż inne. W jego ocenie wskazuje to, że Chińczycy sami albo na zlecenie Rosjan manipulowali kampanią w Polsce.

 

- Teoretycznie można próbować powoływać się na nieprawidłowości, takie jak niezgodne z prawem finansowanie kampanii czy wykorzystanie mediów publicznych. Tyle że w praktyce wykazanie wpływu takiego działania na wynik wyborów będzie niemożliwe - wskazuje dr Kamil Stępniak z Centrum Prawa Konstytucyjnego i Monitorowania Praworządności. - Sąd, rozpatrując protest wyborczy, nie prowadzi rozbudowanego postępowania dowodowego, ale nawet gdyby prowadził, to bigtechy odpowiedzialne za media społecznościowe, powołując się na tajemnicę przedsiębiorstwa oraz inne wewnętrzne regulacje i nie udostępniają informacji na temat funkcjonowania algorytmów - podkreśla.

 

Wskazuje, że prawo w tym zakresie również pozostaje reaktywne wobec dynamicznie rozwijających się technologii. - Oczywiście pojawiają się regulacje dotyczące np. transparentności finansowania reklam wyborczych, ale w praktyce nie mamy narzędzi do zweryfikowania mechanizmów działania platform społecznościowych i tego, w jaki sposób tworzą one tzw. bańki informacyjne, jak wyświetlają treści. Nie jest też jasne, czy to algorytmy mediów społecznościowych kształtują nastroje społeczne, czy raczej jedynie je odzwierciedlają i wzmacniają - podsumowuje.

 

 

Kontrowersyjna izba potwierdzi ważność wyborów

Po rozpoznaniu wszystkich protestów wyborczych Sąd Najwyższy, na podstawie sprawozdania PKW, podejmuje decyzję o ważności wyboru prezydenta w ciągu 30 dni od ogłoszenia wyników wyborów. Obecnie orzeka w tej sprawie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której status jest kwestionowany ze względu na sposób powołania sędziów. Przed 2018 rokiem kwestie wyborcze rozpatrywała Izba Pracy, Ubezpieczeń i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.

Batalia o nowego prezydenta oprze się o Sąd Najwyższy>>